A jak można mieć na kogo głosować w takim systemie wyborczym?
Kandydat komitetu wyborczego wchodzi dopiero po uzyskaniu 5% głosów.
To sprawia, że tak naprawdę można wybierać jedynie z czterech, pięciu, może sześciu komitetów. To żart, a nie demokracja.
pełne rozdrobnienie też ma swoje minusy. Vide Liban.
A w obecnej sytuacji politycznej nawet, jak nie ma się na kogo głosować, to kwestia kalkulacji - wyborcy PiSu czy Konfy nie mają takich dylematów, więc bojkot wyborów to de facto oddawanie im pola walkowerem.
Ale nikt nie pisze o pełnym rozdrobnieniu. Nie ma co iść w skrajność. Zresztą jakoś Niderlandy i Belgia często bez rządów mają sie dobrze.
Wyborcy Lewicy, 3D i PO też nie mają takich dylematów, bojkot wyborów to też walkower dla nich. Niektórzy nie widzą sensu w głosowaniu na jedną z dwóch opcji, a tak od dawna wygląda ten cyrk. I ja ich całkowicie rozumiem. Szczególnie tych, którzy np. chcą wyjechać z tego kraju (pewnie głównie młodzi), po co mają się nim przejmować. Chociaż wybory to jest szybka sprawa i poświęcenie tej godziny czy dwóch na latarnika wyborczego i głosowanie, raz na 4 lata to nie jest coś trudnego i czasochłonnego.
No generalnie ogólnokrajowy próg wyborczy sprawia, że niezależni, lokalni działacze, nawet jeśli mają 30-procentowe poparcie na swojej wiosce, nie mają szans przed kandydatami dużych, ogólnopolskich komitetów, nawet jeśli tamci mają poparcie niższe.
Bo to nie sprzyja technologii władzy. Na początku lat 90. nie było progów wyborczych, więc żaden rząd nie miał większości i kolejne gabinety rozpadały się co kilka miesięcy na skutek kłótni pomniejszych frakcji. Trudno było wtedy o pewność, że utrzymasz się przy żłobie i jakaś machinacja zaraz cię nie wytnie.