ok ale też nie chcę powielać mitu że bezrobotny = nierób, szczególnie gdy bezrobocie wymaga zarejestrowania się, a bycie np rentierem czy "zawód syn" nie wymaga nic.
PS: technicznie rzecz ujmując nie jestem nierobem tylko w miarę sensownie opłacanym specjalistą... ale w praktyce jestem całkiem niezły w nieróbstwie i uważam że tak trzeba żyć
a bycie np rentierem czy “zawód syn” nie wymaga nic.
No ale to są jeszcze leprze przykłady nierobów. Co innego to żyć z własnych oszczędności i robić sobie przerwę, a co innego żerować na innych.
ps. jeśli ktoś jest nawet na śmieciówie to do bezrobotnych się nie zalicza. To samo jeśli ktoś robi zlecenia, i przekracza określoną (stosunkowo niską) kwotę którą zarobił w ciągu roku, wtedy taka osoba musi zakładać działalność.
własnie chcę uciec od "lepsze przykłady nierobów". Status bezrobotnego świadczy tylko o tym że nie masz pracy i nie możesz jej znaleźć, a nie że jesteś mitycznym nierobem, którym straszą libki (słynna "madka") i faszole (nieroby lewaki i imigranci). Nie chcę takim słownictwem wspierać retoryki o roszczeniowych nierobach.
Można też być bezrobotnym pracując na czarno, na co też trudno mi się oburzać kiedy progresywność podatków i opiekuńczość państwa woobec biedniejszych są mało zauważalne w praktyce.
btw jak ktoś sobie odpocznie "za cudze" według obecnego systemu, to cóż, i tak pracujemy za dużo więc nie będę nikogo się czepiać że sobie jakoś radzi. Nie pamiętam kiedy ostatnio walczyliśmy o skrócenie tygodnia pracy czy zwiększenie liczby urlopów, a już dawno powinniśmy
Żerowanie na innych to domena landlordów i kapitalistów, reszta to głównie efekty systemu jaki stworzyli
Czynszojadzi są jak krokodyle. Leżą chujem do góry, a w tym czasie ktoś inny zapierdala w fabryce, by nierób (pomimo tego, że jest zdolny do podjęcia pracy) mógł żyć z pracy innych osób.
To jest pasożytnictwo.
"Wielki grzech popełnia ten, który, korzystając z pracy innych, sam nie pracuje". Czy jakoś tak to szło.
moja filozofia to stanowczo bardziej "chwała nierobom". Nierobizm w kapitalizmie to cnota bo produktywność i przydatność jednostki mierzy się wskaźnikami, które interesują przede wszystkim kapitalistów i rządy. Jak pozbędziemy się tych dwóch ostatnich to wtedy się zacznę martwić o "nierobów". Chociaż myślę, że mam powody się o to nie obawiać bo ten problem istnieje tylko w ramach pewnego systemu i poza nim nie ma sensu.